czwartek, 9 kwietnia 2015

Bad Intensions: Rozdział III

Już dawno nie spało jej się tak dobrze jak teraz. Gdy otworzyła leniwie oczy, za oknem było już jasno, choć trudno było to dojrzeć przez grubą warstwę chmur zalegających na niebie. Jednostajny stukot kropel o parapet relaksował, i przeciągnęła się leniwie na wielkim łożu, z zadowoleniem zanurzając twarz w puchatą kołdrę, wciągając w płuca głęboko powietrze. Natychmiast poczuła nęcący zapach Alfy na materiale i jej ciało od razu się rozbudziło, a do jej umysłu dotarły wszystkie wydarzenia z poprzedniego wieczora.
Jej mięśnie napięły się momentalnie, a na twarz wpłynęła dzika czerwień na wspomnienie swoich reakcji na władczego mężczyznę, który wczoraj skradł jej, może nie pierwszy pocałunek, ale pierwsze bardziej intymne doświadczenie seksualne z mężczyzną. Poczuła jak w jednej chwili zalewa ją zażenowanie, ale co dziwne, nie było w tym ani krztyny złości czy frustracji. Może to przez to, że wciąż na nią działały feromony Wu.
Zaczęła się przeciągać lekko; jej ciało było trochę zdrętwiałe od spania przez całą noc w kulce, w którą musiała się podświadomie zwinąć po zaśnięciu. W momencie jednak kiedy wyciągnęła rękę do tyłu, poczuła jak jej łokieć natrafił na coś twardego. Coś prychnęło oburzone  pod spodem, a ona pisnęła cicho zaskoczona, i wciąż mocno zaspana, nie myśląc wiele, schowała się cała pod kołdrą.
Proszę, niech to nie będzie to co myślę. Bardzo proszę, proszę... Obiecuję, że już będę grzeczna, i nie będę już nawet tak pyskować Bekkiemu... przez jakiś czas – modliła się w myślach gorączkowo, nikt jej jednak nie wysłuchał.
Po kilku sekundach kołdra uniosła się lekko do góry, i dzienne światło poraziło jej wrażliwe źrenice. Spojrzała niepewnie w górę, a jej oczom ukazały się ciemne, nieprzeniknione tęczówki i grzywka bruneta. Odkryte, ładnie umięśnione ramie podpowiedziało jej, że nie miał na sobie wczorajszej koszuli, jeśli w ogóle cokolwiek miał na sobie.
Wpatrywali się tak w swoje oczy przez nie wiedziała jak długi czas; ciemno-brązowe tęczówki ją zahipnotyzowały, oderwały od świata rzeczywistego i przeniosły w wymiar pełen uczuć, których nigdy nie czuła za jednym razem – pożądanie, złość, szczęście i zagubienie zalewały falami jej umysł, powoli doprowadzając do szaleństwa.
W końcu nie wytrzymała i odwróciła wzrok, zażenowanie wzięło nad nią górę.
Jeszcze przez kilka chwil trwała napięta cisza, aż w końcu w pokoju rozległ się niski, nieco chrapliwy głos wciąż trochę zaspanego mężczyzny.
- To bolało. Żądam przeprosin. – w jednej chwili wszystkie wątpliwości i zawstydzenie zniknęły, zastąpione przez dzikie wzburzenie i wściekłość.
W jednej chwili zrzuciła z siebie okrycie, siadając sztywno wyprostowana na łóżku, nie zwracając uwagi na to że nie miała na sobie majtek, a ramiączka sukienki w każdej chwili mogły ją zawieść.
- Słucham?! – prychnęła głośno oburzona, nie zwracając uwagi na to, do kogo kieruje te słowa – To TY powinieneś mnie przeprosić za to, jak mnie perfidnie wykorzystałeś, kiedy ja tego zdecydowanie nie chciałam! – wykrzyknęła, wyciągając na niego oskarżycielsko palec, podczas kiedy Yifan jedynie patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, wygodnie oparty o zagłówek łóżka. Jak się okazało nie miał na sobie jedynie koszuli; z jego pozycji wyglądało również, że nie spał z nią pod kołdrą, ale na niej.
- Twoje ciało zdecydowanie mnie lubi – stwierdził tylko, a Dino po raz kolejny poczuła jak szkarłat zalewa jej policzki.
- Cicho! Lubi cię tylko dlatego, że masz te swoje cholerne feromony Alfy, nic więcej! – wilkołak zmrużył nagle oczy, jakby jej wypowiedź zdecydowanie mu się nie spodobała, a do niej dotarło w tamtej chwili, jaką gafę popełniła.
Zanim zdążyła zeskoczyć z łóżka i skierować w stronę łazienki, by tam zamknąć się bezpiecznie przed furią przywódcy watahy, poczuła jak stalowe  dłonie chwyciły jej ramiona i rzuciły nią o łóżko, przygważdżając do niego w jednej sekundzie.
Jęknęła z bólu, a z jej oczu pociekło kilka niekontrolowanych łez, które powoli spłynęły po policzkach i wsiąkły w poduszkę.
Kris przybliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny; jego oczy jarzyły się czerwienią, co sprawiło że jej serce zaczęło bić jeszcze bardziej nerwowo. Nachylił się następnie nad jej szyją, wciągając głęboko w płuca jej zapach niewinnej Omegi, co jeszcze bardziej go pobudziło, a oczy świeciły już niemal własnym światłem.
- Czy sugerujesz, że nie jestem pełnowartościowym mężczyzną? – warknął cicho, ale dobitnie, a ją dosłownie zatkało.
Czyli... nie wkurzyła go jej odzywka, ale to, że... zakwestionowała jego męskość przez stwierdzenie, że jedyne co jest w nim męskie, to bycie Alfą?
Nie mogła powstrzymać śmiechu, który wkradł się jej na usta.
- A wątpisz w siebie? – odpowiedziała tylko, zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co robi. Zakryła zaskoczona usta ręką, a Yifan wyglądał, jakby zaraz miał ją rozerwać na kawałki.
- Ty mała... pożałujesz poniżenia swojej Alfy. – warknął niekontrolowanie, że dziewczyna ledwo go zrozumiała.
Jego potężna dłoń w jednej chwili przeniosła się z jej ramienia na pierś, którą w następnej chwili ścisnął tak mocno, że jęknęła z bólu.
- Jeśli nie wierzysz w moją męskość, to zaraz się o niej przekonasz... i będziesz należeć do mnie na wieki – uśmiechnął się upiornie, a w ponurym świetle poranka jego kły zabłyszczały złowieszczo. W jednej chwili poczuła, że nie może mu się już dalej opierać. Jego krwiste spojrzenie, przerażający uśmiech i co najważniejsze mroczna aura Alfy, która ją przytłaczała, nie pozwalały się skupić na czymkolwiek.
Załkała więc tylko cicho i osunęła luźno na posłanie, poddając się gwałtownym ruchom rozjuszonego mężczyzny.
Przepraszam mamo, tato. Wasze próby ochronienia mnie zdały się na nic, przez moją własną głupotę.
Pełne usta Krisa wpiły się w jej, tym razem jednak nie sprawiły jej przyjemności w żaden sposób.
Spróbowała jeszcze raz oprzeć się Alfie, ale w jednej chwili została całkowicie przygwożdżona do łóżka, podczas kiedy niecierpliwa dłoń Krisa próbowała ściągnąć z jej skrępowanego ciała sukienkę.
Po raz kolejny jednak, na jej szczęście, a ku wściekłości lidera, ktoś im przeszkodził.
Jelonek wkroczył raźnym, wesołym krokiem do środka, niosąc wielką złotą tacę wypełnioną najprzeróżniejszymi smakołykami.
Kiedy jednak zobaczył, co się dzieje na łóżku przed jego oczami, zatrzymał się w pół kroku, oniemiały. Na początku sądził chyba, że w czymś przeszkodził, widząc jednak łzy spływające po policzkach dziewczyny, poczuł falę oburzenia i odwagi uderzającą w jego żyły.
Ładnie wydepilowane brwi Luhana ściągnęły się gniewnie, a usta wykrzywiły w niemiły grymas tak, że zwykle słodziutki chłopak wyglądał groźnie jak nigdy.
Kiedy Yifan zareagował jedynie głuchym warknięciem na jego wejście, ale wciąż z niej nie zszedł, taca z rąk blondaska wyleciała niczym z procy, uderzając z całej siły w plecy wilkołaka.
Zamarła, widząc jak z przemoczonego mężczyzny spływa na nią powoli sok pomarańczowy który przyniósł jelonek. Wyżej wymieniony dyszał ciężko, ale w momencie gdy zorientował się jakie szkody wyrządził swojemu przywódcy, przerażony cofnął się w kąt pokoju.
Alfa powoli odwrócił w jego kierunku głowę, a jego oczy błyszczały teraz czystą czerwienią. Niemal widziała, jak wszystkie włoski na jego karku, mimo że przemoczone, stają dęba, niczym psu, który chce się wydać groźniejszym swojemu przeciwnikowi. Dłonie na jej ramionach zacisnęły się w pięści, a głuchy ryk powoli zaczął wydobywać się z głębokiego gardła.
Wiedziała już, że jeśli sama czegoś na to nie poradzi, ten irytujący, acz kochany jelonek zginie, i mimo że prawie go nie znała, stwierdziła że nie daruje sobie, jeśli mu nie pomoże.
Nawet, jeśli ceną za to będzie jej wolność.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, spróbowała się podnieść jak najwyżej pod ciężkim ciałem, i delikatnie trąciła nosem wyraźną linię szczęki mężczyzny. Nie odwrócił się do niej, ale jego warkot lekko ucichł, tak jakby powoli zaczęła wkradać się w jego rozzłoszczone myśli.
Pełna nadziei, postanowiła więc posunąć się dalej. Spomiędzy jej warg wysunął się język, którym delikatnie przejechała po żuchwie bruneta, by zakończyć swój akt małym piskiem, żądającym jego uwagi na niej.
Nie miała zielonego pojęcia skąd jej się to wzięło, ale jak najbardziej zadziałało. Powoli, ale jednak, głowa Krisa odwróciła się w jej stronę, a czerwone tęczówki spojrzały na nią mrocznym wzrokiem.
- Proszę, nie rób mu krzywdy... – pisnęła raz jeszcze, a jego nos przybliżył się niebezpiecznie blisko niej.
- Ty nie powinnaś się w tej sprawie odzywać – warknął nisko tak, że tylko ona go usłyszała.
- Proszę... uspokój się... mój Alfo – dodała po chwili wahania, spoglądając na niego z obawą i strachem jednocześnie.
- Twój Alfo? – patrzył na nią nieprzeniknionym, twardym wzrokiem, a ona czuła, jak mimo woli robi się jej mokro między nogami.
Pokiwała powoli głową, bojąc się odwrócić wzrok.
- Tak. Jestem twoja. – wyznała poddańczym głosem, i musiała przyznać, że przyszło jej to nader łatwo, co nieco ją zdziwiło. Winę jednak zrzuciła na swoje szalejące hormony.
- Moja... – mruknął do siebie ledwo słyszalnie, a jego oczy przybrały ciemno burgundowy kolor, i jak po staremu mogła znów ujrzeć w nich przebłyski ciemnego brązu. Spuścił głowę niżej, sunąc nosem po jej wrażliwej skórze szyi, wywołując na niej dreszcze i gęsią skórkę.
Czując, że najgorsze już minęło, spróbowała złączyć swój wzrok z oczami Luhana. Widząc, jak wciąż siedzi sparaliżowany w kącie, ze strużkami łez spływającymi po policzkach, zrobiło jej się go jeszcze bardziej żal. Starając się jak najmniej ruszać szyją, wskazała chłopakowi, by jak najszybciej uciekał. Po kilku sekundach pokiwał głową oszołomiony, spojrzał na nią przepraszająco, i wybiegł na zewnątrz.
Yifan zaraz jednak zwrócił z powrotem jej uwagę na siebie, kiedy przygryzł lekko jej szyję, a z jej gardła wydobył się niekontrolowany jęk.
- Dobre zagranie, mała – szepnął jej do ucha, drażniąc je swoim gorącym oddechem – Ale kara go nie ominie – jego głos zniżył się niebezpiecznie, zaraz jednak ten groźny ton gdzieś zaniknął – Tymczasem zajmiemy się tobą, panno Dino – niebezpieczny błysk zadrgał mu w oczach, nim jego twarz nie zniżyła się do jej piersi.
O mój boże, stwierdziła w myślach, jednak tutaj umrę dzisiaj.
Jego duże dłonie zsunęły się z ramion niżej, na ramiączka sukienki, które zsunął następnie zdecydowanym ruchem. Zaskoczona drgnęła pod nim nerwowo, patrząc mu w oczy z obawą, ale on zupełnie się tym nie przejął.
- Dzisiaj już się nie wywiniesz – uśmiechnął się władczo, ale jakby na przekór swoim słowom i twardemu wzrokowi, ucałował ją delikatnie w czoło.
Był to też powód, dla którego nie oponowała, a nawet mu pomogła zdjąć z siebie sukienkę, która w toku wydarzeń przestała być zabezpieczeniem, a nawet zaczęła jej przeszkadzać. Gdy została już w samym staniku, spuściła nieśmiało oczy, automatycznie przykrywając newralgiczne miejsce dłońmi, które chwile wcześniej mężczyzna na dobre uwolnił ze swojego uścisku.
Prychnął cicho pod nosem na to, ale jak na razie nic z tym nie zrobił, jedynie lekki uśmieszek igrał na jego ustach. W następnej sekundzie wpił się w jej usta, a ona jęknęła tylko pod nim poddańczo. Pozwoliła, by jego język przesunął się między jej zębami i zaczął lawirować wokół jej własnego, drażniąc go lekko i sprawiając, że ciało blondynki zadrżało z podniecenia.
Po paru dłuższych chwilach odsunął się od niej, a ona westchnęła cicho, nieco zawiedziona, że nie czuła już nieziemskiego ciepła w swoich ustach. Poczuła, jak jej feromony Omegi przejmują nad nią kontrolę, i naszła ją nieprzeparta ochota na to, by wtulić się w szeroki tors mężczyzny i zatopić nos w skórę przesiąkniętą jego odurzającym zapachem.
Uśmiechnął się tylko do niej tajemniczo, a jego ręka wymownie sięgnęła niżej, sprawiając że jęknęła głośno, oniemiała z przyjemnego uczucia, które ogarnęło całe jej ciało.
Kilka minut później, dysząc ciężko, opadła na poduszki, a mężczyzna po raz kolejny nad nią zawisł, wpatrując się w nią milcząco. Czuła jego dużą, naprężoną męskość napierającą na jej udo, i jej wewnętrzna Omega podpowiadała jej wciąż, że wypadałoby coś z tym zrobić. Rozsądek jednak był silniejszy, i postanowiła, że póki Alfa nic w tym nie kierunku nie zrobi, ona nie ma zamiaru się wychylać.
Wpatrywali się w swoje oczy nie wiadomo jak długi czas, w odległości nie wskazującej zupełnie na zwykły poziom stosunków typu przywódca stada i jego członek; to było coś więcej, coś, co można by nawet nazwać... partnerstwem?
Z jednej strony jej umysł napawał się tym pomysłem, z drugiej zupełnie go odrzucał, sprawiając że w końcu odwróciła wzrok i poprosiła go cicho, żeby z niej zszedł.
- Czemu mu pomogłaś? – spytał, podnosząc się po dłuższej chwili i stając nad nią, patrząc na nią wyczekująco. Na początku nieco zatkało ją to pytanie, i tylko otworzyła z oniemienia usta, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Widząc jednak, że Alfa wciąż oczekiwał odpowiedzi, zebrała się w sobie.
- Luhan może i jest mocno wygadany i nie zna swoich granic, ale jest... kochany. Opiekował się mną przez cały ten czas i bardzo chciałby, żebym była bezpieczna. Nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało, kiedy on robił to tylko dlatego, że starał się mnie chronić – odpowiedziała w końcu cicho, ale patrząc mężczyźnie w oczy. Przez kilka chwil patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, by w końcu uśmiechnąć się lekko pod nosem.
- To w jego stylu – stwierdził jedynie, kończąc temat.
Dino jednak nie zdążyła poczuć nawet kropli zażenowania na swoje skąpe odzienie, bo w tym samym momencie gdy Kris skończył mówić, ktoś wkroczył do pokoju.
Nie ma co, tutaj zawsze coś się dzieje, nie da rady się nudzić, pomyślała, zmęczona już wydarzeniami tego ranka.
Do środka wpadła rudowłosa dziewczyna, z którą blondynka miała wcześniej spięcie, i poczuła, jak wszystkie mięśnie jej ciała spinają się w sekundę na jej widok. Zapomniała nawet o fakcie, że miała na sobie jedynie stanik. Zanim jednak zdążyła wyrzucić z siebie jakieś zirytowane słowa, poczuła jak kołdra znika spod jej ciała i pojawia się na niej w magiczny sposób. Tym magicznym sposobem okazał się Kris – ze stoickim spokojem nakrył młodą kobietę, nie chcąc słuchać jej głośnych narzekań i protestów, szczególnie że uwaga Ann zupełnie nie była skierowana na Omegę.
Jej oczy jarzyły się gniewnie, kiedy zamknęła za sobą z trzaskiem drzwi, i położyła ręce na biodrach, patrząc potępieńczo na Alfę.
- Nie zrobiłeś tego. – warknęła nisko, spoglądając na niego gniewnie.
- Zależy co. – odparł tylko krótko, zakładając ręce na piersi i nie ustępując jej wzrokowi ani o jotę.
- Nie dałeś mojego numeru, mojego kochanego numeru, którego dałam radę się w końcu nauczyć i który przetrwał ze mną w spokoju 11 miesięcy i 14 dni. Rozumiesz to? Gdyby nie ty i twoje przygłupie konszachty z tym przygłupem Chenem, za dwa tygodnie mielibyśmy naszą rocznicę, kapiszi? Naszą PIERWSZĄ, i miałam nadzieję że NIE OSTATNIĄ rocznicę! A ten kretyn wydzwaniał do mnie od wczoraj! Prawie wykastrowałam Kaia próbując się dowiedzieć, kto mu dał mój numerek! Tao mnie potraktował po drodze chloroformem i związał! I co mi z tego przyszło? Że w końcu, z uchachanym uśmiechem na ustach, Lulu mi oświadczył, że zrobiłeś to ty! Zgiń, zakało! – zagrzmiała, a żyłka na czole Yifana niemalże pękła na sam koniec.
- Nie waż się tak mówić do swojego Alfy – warknął, ruszając w jej stronę. Ann zrobiła zgrabny unik, wciąż będąc w swoim wściekłym widzie.
- A ty tylko nie waż się tego, nie waż się tamtego, nie rzucaj stołem w Kaia, nie przyklejaj Baekhyuna do eyelinera, nie drażnij Chanyeola mówiąc, że Baekkie przespał się z Luhanem, nie zabieraj Luhanowi zabawek... same zakazy, zero wolności, normalnie jak komuna!
Jej rozjuszony wzrok oderwał się w końcu od Alfy, kierując swoją uwagę na zdumioną i nawet rozbawioną blondynkę, która zdążyła rozłożyć się wygodnie pod kołdrą. W tej pozycji brakowało jej tylko popcornu. Oczy rudowłosej zwężyły się niebezpiecznie, widząc wesołą minę osoby, której istnieniu wolałaby zaprzeczyć.
- A ta co tutaj jeszcze robi? – warknęła, mrużąc niezadowolona swoje niebieskie ślepia.
Dino spięła się w sobie, gotowa w każdej chwili na atak. Otworzyła nawet usta by odpowiedzieć Becie, ale Kris ją w tym ubiegł.
- Mieszka. – odpowiedział dobitnie, a jego twardy wzrok mówił młodej kobiecie, żeby lepiej uważała na swoje słowa.
- A nie lepiej jeśli już byłoby ją do jakiejś budy zamknąć, w końcu to suka, tam jest jej miejsce... – nie dane jej było dokończyć. Duża, twarda niczym skała dłoń z prędkością światła owinęła się wokół jej szyi, zaciskając się mocno. Dziewczyna na łóżku zamarła w szoku, a Ann poczuła, jak płuca pieką ją z braku powietrza. W następnej chwili zaczęło się jej robić ciemno przed oczami, gdy jej stopy przestały dotykać podłogi. Jedyne, co w tamtej chwili dochodziło do jej otumanionego organizmu, to głęboki, niski warkot z gardła jej przywódcy. Czuła i słyszała, że był bardzo wytrącony z równowagi.
- Nigdy. więcej. się nie waż. Inaczej zginiesz. Nie masz prawa jej obrażać, ani nastawać na jej życie. Jesteś tutaj po to, by ją chronić.
Ostatkiem sił złapała się jego ramienia, ale niewiele jej to dało. Świadomość powoli zaczynała ją opuszczać.
Yifana nic w tamtej chwili nie interesowało. Przepełniał go gniew tak mocny i jednocześnie irracjonalny, że odrętwienie ogarnęło wszystkie jego inne zmysły. Pragnął tylko jednego – śmierci dziewczyny, która zdecydowanie nie potrafiła trzymać swojego języka za zębami.
- Przestań! – jakiś wysoki, dziewczęcy głos powoli przedzierał się przez mgłę zalegającą w jego umyśle. Jego mięśnie z niewyjaśnionego dla niego powodu rozluźniły się na chwilę, co  szybko zaraz skorygował, ścieśniając je jeszcze bardziej.
- Zabijesz ją! – coś drobnego i o wiele mniejszego od niego zaczęło szarpać go za ramię gwałtownie, próbując sprawić, by przestał.
Coś pstryknęło mu w tamtej chwili w głowie, ale nie za bardzo się tym przejął, wręcz przeciwnie, rozzłościło go to jeszcze bardziej. Nie odwracając nawet wzroku od mdlejącej już rudowłosej, jednym ruchem ręki z całej siły odrzucił drugą dziewczynę. Dopiero obolały jęk i głuche uderzenie o podłogę przebudziły go z jego wściekłego widu. W jednej chwili jego tęczówki na powrót przybrały kolor ciemnej czekolady, a ręka opadła, sprawiając że i Ann, z nie mniejszym hukiem, spadła na podłogę, kaszląc i charcząc głośno, starając się złapać oddech.
Kris rozejrzał się po pokoju, wciąż rozjuszony. Gdy dostrzegł pół nagą blondynkę, próbującą podnieść swoje obolałe ciało z podłogi, natychmiast ruszył w jej stronę. Narzucił na nią kołdrę i przyklęknął obok, nie zwracając jak na razie uwagi na fakt, że ta w strachu odsunęła się od niego pod ścianę. Ostatni raz odwrócił się w stronę Bety, która usilnie starała się podnieść na nogi.
- Wynoś się i do wieczora nie wchodź mi w drogę – warknął, spoglądając tym razem na Dino. Dysząc ciężko, zacisnęła zęby i w milczeniu wyczołgała się z pokoju.
Później, kiedy emocje już opadną, to ona sobie odbije. Czy to na jednym, czy to na drugim.
Gdy za rudowłosą zamknęły się drzwi, Yifan sięgnął do Omegi by pomóc jej wstać, ta jednak jedynie drgnęła nerwowo, uciekając przed jego dłonią. Mężczyzna zmarszczył brwi i westchnął zirytowany.
- Po co się wtrącałaś?
- Zabiłbyś ją – schowała twarz w kołdrę.
- Nigdy więcej nie wchodź między mnie a moje Bety. Oni muszą wiedzieć, kto tutaj rządzi.
- I chcesz to osiągnąć przez zabijanie ich?
- Nie pozwoliłbym na to. Ale muszą znać moją siłę.
- Przez tortury? – Alfa ściągnął mocno brwi, patrząc na dziewczynę groźnie.
- Radziłbym ci nie przeciągać struny i lekceważyć moich działań – niemal warknął na nią.
Już chciała coś mu odpowiedzieć, ale zagryzła jedynie mocno wargi i rzuciła mu wojownicze spojrzenie. Szczęście, że jej hormony miały łagodzący wpływ na jej charakter, inaczej mogłaby już nie żyć.
- Bądź grzeczna, a spotka cię nagroda – rzucił jej, jednym ruchem podnosząc do góry jej ciało okutane w kołdrę, i posłał jej zadziorny uśmieszek.
- Pfi – prychnęła cicho – I tak cię nie lubię! – krzyknęła, gdy już ułożył ją na łóżku i ruszył w stronę łazienki.

- Nieważne. I tak będziesz moja – jego głos brzmiał twardo i pewnie, a ona przełknęła tylko głośno ślinę. Jej nadzieje na wolność stopniały już niemal do końca.